Cztery razy po dwa razy

Produkt, który tym razem trafia na gościnne maltretingowe łamy, to płyn do płukania ust Listerine Fresh Burst.

Czytelnik będący autorem donosu, którego efektem jest dzisiejszy tekst, nie czuje potrzeby ujawniania się, ale jeśli kiedykolwiek zobaczycie gdzieś człowieka z dużą wagą przywiązaną do higieny jamy ustnej, to zapewne będzie to on. Po raz kolejny (tu jest raz pierwszy) podesłał on mi bowiem szczegółową analizę informacji zamieszczonych na etykiecie płynu do płukania ust.

(Trzeba tu jednak zaznaczyć, że zainteresowania owego Czytelnika są szerokie, gdyż oprócz płynów do płukania ust, interesuje go również branża artykułów erotycznych; uprzedzając ewentualne pytania dodam, że nie mam podstaw, by przypuszczać, że zainteresowania te w jakiś sposób się ze sobą wiążą.)

Płyn, który tym razem trafia na gościnne maltretingowe łamy, to Listerine Fresh Burst:

Listerine front

Powiew świeżości? Dopiero dzięki etykiecie na zapleczu.

To, co nas interesuje, to jednak nie efektowny wizualnie front, ale efektowny intelektualnie rewers, na którym czytamy:

Stosowany dwa razy dziennie Listerine® Fresh Burst zapewnia 24-godzinną ochronę przed powstawaniem płytki nazębnej.

Tak, wiem, co poeta chciał powiedzieć i wiem, że nawet do pewnego stopnia mu się udało. Ale do pewnego - nie.

Tak, wiem, co poeta chciał powiedzieć i wiem, że nawet do pewnego stopnia mu się udało. Ale do pewnego – nie.

Listerine zapewnia ochronę na 24 godziny, pod jednym, malutkim waruneczkiem: że zastosujecie Listerine ponownie, z grubsza po 12 godzinach.

Czyż to nie cudowne w swej prostocie rozwiązanie? Prawie jak wodoodporny olejek do opalania, który po wyjściu z wody należy zastosować ponownie.

Czytelnik zasugerował od razu, że właściwie 24-godzinna ochrona to niepotrzebna skromność ze strony producenta, bo równie dobrze można byłoby chwalić się ochroną 48-godzinną: wystarczyłoby przecież przepłukać sobie gębę Listerine dwukrotnie dnia pierwszego i dwukrotnie dnia drugiego.

W pierwszym odruchu uznałem to podejście nieperspektywiczne i bez rozmachu, bo cóż stoi na przeszkodzie, by Listerine zaszachowało konkurentów i pochwaliło od razu się gwarancją wieczystej – a jak! – ochrony, jednak po namyśle stwierdzam, że byłby to jednak zły pomysł. Po co w końcu od razu wykorzystywać cały potencjał produktu, skoro można go dawkować, okresowo wypuszczając na rynek tak cenione przecież przez specjalistów od marketingu nowości? Dziś 24-godzinna ochrona, za rok czy dwa – 48-godzinna ochrona, jeszcze później – 72-godzinna, później może tygodniowa i wreszcie – wieczysta. Zupełnie jak Gillette, co kilka lat triumfalnie obwieszczając przełom w goleniu męskiego zarostu, czyli dołożenie jednego ostrza więcej.

Z tą tylko różnicą, że Listerine nawet nie będzie musiało nic dokładać, a i tak strumień innowacji mają zapewniony na kolejną dekadę.

Tylko drogie Listerine – więcej śmiałości! Dlaczego ograniczać siłę rażenia tak ważnej informacji, umieszczając ją na tylnej etykiecie, relatywnie niedużą czcionką? To jest przecież wiadomość na front opakowania: ochrona przez 24h!

Tak jak na przykład w Domestosie!

Z siłą wodospadu! ...a nie, to chyba nie ten produkt.

Z siłą wodospadu!
…a nie, to chyba nie ten produkt.

Który przecież też – podobnie jak chyba większość Waszych produktów, w tym także omawiany Fresh Burst – zabija 99,9% zarazków.

Chociaż muszę przyznać, że ta akurat zbieżność trochę mnie niepokoi…

 

Grafika na wstępie: FreeImages.com/Torli Roberts