Marketing homeopatyczny odkryty na nowo

tymbark_tn

Idę o zakład, że słyszeliście o fugu, nawet jeśli na pierwszy rzut ucha wydaje Wam się, że tak nie jest.

Fugu to ryba z tej samej rodziny, z której pochodzą nadymki. Nadymki z kolei swoją nazwę zawdzięczają szczególnej reakcji na niebezpieczeństwo: nadymaniu się. Ryby te zwiększają swoją objętość, gwałtownie nabierając wody w usta – trochę jak działy PR.

Fugu też to potrafi, ale to nie PR-owskie zwyczaje przesądzają o jej wyjątkowości. Fugu znana jest przede wszystkim z tego, że w jej wątrobie, jajnikach i skórze znajdziemy jedną z bardziej toksycznych substancji znanych przyrodzie (jeśli ktoś lubi traktować Wikipedię jako wiarygodne źródło informacji, to uprzejmie donoszę, że angielska wiki twierdzi, że toksyna ta jest 12 razy bardziej zabójcza od cyjanku potasu, natomiast polska – że 1200 razy).

Odpowiednio przygotowana, ostrożnie pozbawiona swoich zabójczych narządów fugu jest jednak jadalna, ba – stała się przysmakiem japońskiej kuchni, cenionym głównie przez amatorów silnych wrażeń. Dobry kucharz potrafi przygotować fugu tak, aby nie pozostał w niej choćby ślad trucizny, bardzo dobry kucharz przygotuje ją tak, by właśnie ślad pozostał. Ślad zbyt ulotny, by zabić, ale wystarczająco silny, by spowodować chwilowe odrętwienie języka smakosza i wywołać dreszczyk emocji wynikający ze świadomości otarcia się o kwestie ostateczne podczas obiadu.

Maspex, właściciel marki Tymbarku, z pewnością słyszał o wydymkach i fugu, bo wygląda na to, że niektóre składniki swoich produktów dozował z tak aptekarską dokładnością, z jaką najlepsi japońscy kucharze odmierzają zabójczą toksynę egzotycznej ryby.

Napisałem „wydymkach”?! O rany, przepraszam! Oczywiście miałem na myśli „nadymki”! Nikt tu przecież nie mówi o wydymaniu kogokolwiek!

W każdym razie, jeśli myślicie, że o marketingu homeopatycznym wiecie już wszystko, to musicie zajrzeć do chłopaków z Tymbarku. Nauczą Was pokory.

tymbark_galeria

Tymbarku dokonania różne. W zasadzie niespecjalnie godne uwagi.

Jednak by w lekcji pokory wziąć udział, należy wykazać się pewnym poświęceniem i samozaparciem, gdyż pierwsze tropy prowadzą po bardzo już wydeptanych ścieżkach homeopatii. Możecie trafić na przykład na oznaczony etykietką „wiem co piję” sok (albo właściwie napój, ale gęsty) z linii Vega w wariancie „Słoneczny Meksyk”. Nazwa napoju może sugerować, że znajdziecie w nim wybuchową mieszankę papryczek chili, czerwonej fasoli, kukurydzy, tortilli, robaków z tequili, pancerników i odciętych głów ofiar porachunków gangów narkotykowych, ale nic z tych rzeczy: w składzie znajdziecie przede wszystkim sok z pomidorów, marchwi, jabłek, buraków, pietruszki, papryki, cebuli i porów.

Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to normalny Meksyk.

Etykietka „Wiem co piję” zdobi również drugi z soków z linii Vega, czyli „Śródziemnomorski ogród”. Śródziemnomorskiego charakteru bronią w nim jedynie oliwki w zatrważającej ilości 0,5% całości, bazylia i ekstrakt z ziół włoskich. Aby znaleźć resztę składników, nie trzeba wybierać się do ogrodu śródziemnomorskiego – wystarczy wizyta w najzwyklejszym, swojskim pracowniczym ogródku działkowym, bo wśród zasadniczych składników soku znajdziecie z grubsza to samo, co w „Słonecznym Meksyku”.

Możecie trafić na napój Malina i Mięta, którego lista składników została – w majestacie prawa – ułożona tak, by laikowi mogło się wydawać, że jabłko i malina są ważniejszymi składnikami napoju niż na przykład kukurydza – gdy tymczasem to ona odpowiada za znakomitą większość zawartości cukrów w napoju i jest jej (a właściwie produkowanego z niej syropu glukozowo-fruktozowego), jeśli dobrze liczę, jakieś 6-7 razy więcej niż soku z maliny.

Możecie wreszcie trafić na „inspirowany Grecją” napój z granatów, w którym zamiast granatu należałoby się spodziewać co najwyżej zawleczki, bo sok  z tego dumnie eksponowanego na etykiecie owocu stanowi raptem 1% produktu.

Jednak, jako się rzekło, produkty te to nic szczególnego w świecie homeopatycznego marketingu. To w zasadzie jego utrwalony kanon. Żeby poznać prawdziwą awangardę tego nurtu, trzeba się wybrać do Biedronki.

Zapraszam więc – oglądamy:

(Oglądamy, naprawdę – to nie reklama Tymbarku, tylko produkcja własna: dalsza część tego tekstu z obiecanym szczytowym osiągnięciem marketingu homeopatycznego.)

Z pytaniem o to, jakie są powody, dla których acai występuje w soku z acai w tak – nie ukrywajny – śladowych ilościach, postanowiłem zwrócić się do Pragnącego Zachować Anonimowość Rzecznika prasowego firmy Maspex, producenta Tymbarku.

komiks_tymbark

PS. Wypowiedź Pragnącego Zachować Anonimowość Rzecznika Prasowego firmy Maspex nadesłał Pragnący Zachować Anonimowość Stały Czytelnik, wskazując przy okazji na jej silne oparcie w faktach (proszę i proszę).