Wystraszyło ze mnie piekło

Kontynuując rozpoczęty na Facebooku wątek podsumowań, czyli przegląd Najważniejszych Kampanii Reklamowych 2013 roku, należy odnotować nurt w marketingu, w którym bohaterami reklam stają się niczego nieświadome przypadkowe osoby, wciągnięte przez marketerów w wir wydarzeń co najmniej niepokojących.

Sztandarowymi przykładami tego nurtu jest akcja Nivei, w której Bogu ducha winni pasażerowie na jednym z lotnisk z czytanej przez sąsiada gazety dowiadują się, że są niebezpieczni, nieprzewidywalni i poszukiwani przez policję (a jest to dopiero pierwszy akt ich dramatu):

 

…tudzież winda grozy, której podłoga dzięki zabiegom chłopaków z LG okazuje się być wyjątkowo niestabilna:

W ten sam nurt, jednak w wydaniu jeszcze bardziej podstępnym, wpisuje się zeszłoroczna reklama Stoperanu. Jeszcze większa podstępność podstępu sprowadza się do tego, że niczego nie świadomi uczestnicy eksperymentu zorganizowanego przez dział marketingu USP Zdrowie nigdy nie dowiedzą się, że brali udział w eksperymencie, stąd też nigdy nie dotrze do nich groza sytuacji, w jakiej się znaleźli.

 

Przechodnie z pierwszej sceny nie dowiedzą się więc, że idąc chodnikiem pod biurowcem znajdowali się dokładnie pod tyłkiem zawieszonego na linach jakieś 20 metrów wyżej faceta, którego przed niekontrolowaną eksplozją płynnej materii jelitowej powstrzymywała być może jedynie niepozorna pigułka leku przeciwbiegunkowego.

To ja już chyba wolałbym być niveaterrorystą na lotnisku niż takim przechodniem.

(Oddając jednak sprawiedliwość USP Zdrowie należy przyznać, że firma ta ma sporą wprawę w farmakologicznym przywracaniu do pracy na odpowiedzialnych – w tym także odpowiedzialnych za bezpieczeństwo osób postronnych – stanowiskach.)

A tak przy okazji – kiedy już przestaniecie się wzdragać na myśl o tym, jak to wszystko mogło się skończyć, to zwróćcie uwagę, jak subtelnie (?) reklama sugeruje 100-procentową skuteczność Stoperanu jednocześnie unikając jak ognia jakichkolwiek deklaracji jego… skuteczności. Skuteczności, o której nie mówi kompletnie nic – bo przecież padające często i gęsto słowo „sto” tak naprawdę odnosi się do czegoś innego.

 

PS1. Tytuł wpisu jest wyrazem mojej sympatii dla kalek językowych.

PS2. Użycie słowa „kalek” w post scriptum numer 1 jest wyrazem mojej sympatii dla dwuznaczności.

PS3. O Stoperanie zdarzyło mi się już kiedyś popełnić fabularyzowany dokument, utrzymany w wyjątkowo złym guście – i ten zły gust jest wystarczającym powodem, abym z czystym sercem mógł polecić lekturę tego tekstu. O, tutaj