Kandydat do nagrody Grammy. W bloku reklamowym.

W radio natknąć się można na piosenkę o wzdęciach, będącą jednocześnie piosenką o leku na wzdęcia. Niestety, mimo że grana jest ona często do wyrzygania (co w zasadzie wymagałoby równoległego puszczania piosenki o leku na nudności), wciąż nie udało mi się zapamiętać nazwy tego leku. Może ktoś podpowie?

Nazwy nie zapamiętałem zapewne dlatego, że piosenka jest prawdziwie wstrząsającym doświadczeniem muzycznym: wyniosła disco-polo na zupełnie niespotykane poziomy artyzmu. Gdy jest się pochłoniętym cudowną melodią, nietuzinkowymi rozwiązaniami harmonicznymi i wyrafinowanym rytmem, trudno mi się skupić na słowach.

Co nieco na szczęście z tekstu piosenki wyłowiłem. Zgodnie z treścią reklamy, lek jest w kapsułkach i jest rzekomo skuteczny oraz… dyskretny.

Bardzo mnie frapuje ta dyskrecja: jakoś trudno wyobrazić mi sobie niedyskretne kapsułki. W końcu nawet przyjmowane w towarzystwie wszystkie są takie same. Nawet Viagra. No, chyba że ktoś ma obcisłe spodnie.

Drogą dedukcji dochodzimy więc do wniosku, że autorzy reklamy stawiają kapsułki w opozycji do jakiejś innej postaci leku. Hmm… jaka postać leku mogłaby być niedyskretna?

No tak. Czopki.

Zwracam się więc do Was z gorącym apelem! Ustalmy jak najszybciej nazwę leku, a następnie odnajdźmy autora reklamy! Trzeba się z nim skontaktować zanim skończy w beznadziei totalnej społecznej izolacji! Zanim – dosłownie i w przenośni – odwrócą się od niego ostatni znajomi!

Trzeba owemu nieszczęśnikowi powiedzieć, że czopki nie muszą być niedyskretne. Niech po prostu nie przyjmuje ich w towarzystwie…