Jakby co, to raka też leczymy

raka_leczymy_zdrowie_tnNiniejszy tekst mógłby zaczynać się mniej więcej w te słowy: zauważyłem dziś na mieście reklamę leku, która informowała, że wystarczy zaledwie jedna pigułka owego specyfiku dziennie, aby zapobiec zawałowi serca i niedokrwiennemu udarowi mózgu. Zaskoczony tym, że problem tak poważny – także w wymiarze społecznym i gospodarczym, gdyż rocznie zawał serca dotyka ok. 100 tys. Polaków – ma tak trywialne rozwiązanie, postanowiłem przyjrzeć się bliżej temu, co w reklamach obiecują nam producenci farmaceutyków.

Czytaj dalej

W takich sytuacjach nie ryzykuję

gripex_pills_tnNajpierw trochę historii. Co prawda wątpię, żebyście pamiętali mój wpis sprzed roku poświęcony reklamie Gripexu, ale przypuszczam, że pamiętacie samą reklamę. W końcu USP Zdrowie, producent preparatu, wydało dużo pieniędzy, żebyście ją zapamiętali. Ale na wszelki wypadek ją przypomnę.

Rzeczoną reklamę otwiera siedzący za sterami pilot rejsowego odrzutowca wygłaszający oczywistą oczywistość: „kiedy jesteś częścią zespołu, nie możesz zawieść”. Okazję do przekonania się, że nasz bohater nie rzuca słów na wiatr mamy zaledwie chwilę później. Kiedy zanosząc się w hotelowym pokoju morderczym kaszlem pilot zauważa, że „bierze go grypa”, natychmiast konstatuje: „w takich sytuacjach nie ryzykuję”. Po czym, łyknąwszy Gripex, nasz bohater dziarsko zapierdziela samolotem – jak można przypuszczać oglądając reklamę – przez ocean. Za sterami oczywiście.

Jak każdy pilot, którego dopadła grypa.

Czytaj dalej

Cyfra plus

bioaron_tnSpotkaliście się może kiedyś z chorobą literkową? Choroba literkowa polega na tym, że ilekroć chory znajdzie coś, co da się przeczytać – czyta to. Diagnozowanie choroby literkowej było szczególnie łatwe za komuny: cierpiącego na chorobę literkową poznawało się po tym, że wyrzucenie śmieci zajmowało mu godzinę. To znaczy same śmieci wyrzucał w ciągu 3 minut, a przez kolejne 57 czytał gazety, którymi za komuny wykładało się kosz. Ta – jestem tak stary, że pamiętam komunę.

W kapitalizmie choroba literkowa nie jest już tak uciążliwa – ani tak łatwo diagnozowalna – gdyż do kosza ładuje się foliowy worek.

Piszę o tym, bo sam cierpię na blisko spokrewnioną z chorobą literkową chorobę cyferkową: kiedy widzę cyferki, nachodzi mnie przemożna chęć wyjaśnienia, co się za nimi kryje.

Na szczęście dla mnie mój przypadek jest dość lekki – przemożna chęć nachodzi mnie raczej rzadko. Ostatnio naszła mnie, kiedy zobaczyłem pewną reklamę.

Czytaj dalej