Wirus to nie pryszcz

biohazardPo raz kolejny maltreting.pl zdradza kulisy powstawania kontrowersyjnej kampanii promocyjnej. Tym razem tajni agenci maltretingu weszli w posiadanie stenogramów dokumentujących powstawanie spotów reklamowych środka na trądzik młodzieńczy: Visaxinum firmy Aflofarm.

Dla przypomnienia: trądzik młodzieńczy to taka przypadłość, która nawiedza przedstawicieli gatunku homo sapiens w wieku parunastu, czasami dziesięciu lat. A czasami nawet jeszcze wcześniej. Przejrzyjcie Wasze szkolne albumy ze zdjęciami, to sobie przypomnicie, jak to wygląda.

Visaxinum i jego reklama jest więc najwyraźniej przygotowana z myślą o młodzieży mniej więcej gimnazjalnej, tudzież młodszej. Jednym słowem: jest dla nieco starszych dzieci.

A teraz – ostrzeżenie: jeśli komuś uszy więdną od kurew, chujów i pizd, to niech nie czyta dzisiejszego wpisu na głos.

Zaczynamy – stenogram z narady w dziale marketingu Aflofarmu, producenta Visaxinum:

– No, kurwa, wreszcie jesteście. To jak – napisaliście już ten scenariusz?

– Napisaliśmy. Zaprezentować?

– A po chuj? Co ja kurwa czytać nie umiem?

– To proszę…  tu są trzy wersje, jedna mocniejsza, a dwie następne…

– Dobra, dobra. Macie mnie za idiotę? Połapię się w tym.

Mija chwila. Czytając pierwszą wersję szef cmoka z zachwytu.

– No genialne, panowie! Przeszliście kurwa samych siebie. Cóż za autentyzm! Kurwa, zupełnie jakbym mojego najstarszego słyszał, wiecie – tego co podstawówkę za rok skończy: „Wiecie co muszę? Chuja muszę!” No genialne, genialne! Bez żadnej ściemy, bez lipy… no rewelka po prostu! A ten tekst: „Vitaxinum napierdala w pryszcze jak szalony” – kurwa, panowie, mówię wam, to się prezesowi spodoba, nie ma chuja, żeby było inaczej!

Już to widzę oczami wyobraźni:

Tylko… kurwa, to chyba jednak nie przejdzie w telewizji…

– Ni chuja, szefie. Nie ma opcji. Nawet nie będziemy próbować im tego wysłać, bo na pewno to ujebią.

– No właśnie, durne ćwoki… Zawsze tak jest: najpierw narobicie mi apetytu, a potem stara śpiewka: „nie da się”… To na chuj mi przynosicie rzeczy, które na pewno nie przejdą?

– No bo szefie – do telewizji damy to:

– To? Chyba się kurwa z koniami na łby pozamienialiście? To?! Toż od tego chujem wieje na kilometr! W życiu czegoś równie drętwego nie widziałem! Dzieciaki nas kurwa wyśmieją!

– Eee tam. Przecież dzieciaki prawie wcale telewizji nie oglądają, tylko wciąż siedzą na naszej klasie, fejsbuku i jutjubie, prawda?

– No prawda.

– Czyli nas nie wyśmieją, prawda?

– No prawda, ale … ale w czemu takim kurwa razie namawialiście mnie na jebaną reklamę telewizyjną? Czemu mam wypierdalać kupę kasy na reklamę, której nasi mali pryszczaci klienci nawet nie zobaczą?!

– No bo szefie – w telewizji puścimy tę drętwotę, a parę dni później, niby przez przypadek, na jutjubie wycieknie ta wersja, która się tak szefowi podobała…

– Ta, co nie przejdzie w telewizji?

– Ta, co nie przejdzie w telewizji.

– Ta, co jak by się nam jednak udało ją puścić w telewizji, to mielibyśmy na karku jakieś komisje etyki, rady reklamy i innych pedalskich oficjeli?

– Ta sama szefie. A jak to konspiracyjnie puścimy w sieci, to ci wszyscy ci oficjele będą mogli nam co najwyżej naskoczyć. Jak się będą czepiać, to powiemy, że nic o tym nie wiedzieliśmy, że to nieodpowiedzialna agencja reklamowa dla zgrywy sobie nagrała taką wersję. Marketing wirusowy, szefie! Na pewno szef słyszał, to teraz modne jest!

– Słyszałem, słyszałem, ale co będzie, jak nam ją jednak każą kurwa wycofać? Poczekajcie… żona dzwoni… że co? Najstarszy znowu w szkole syf robił? Co teraz? … Że znowu bluzgał na lekcji? Że jak tej nauczycielce powiedział? Że ma ją w piździe? Kurwa, przecież on nie ma pizdy… To od biologii ta nauczycielka? No to nic dziwnego, że się wkurwiła na nieuka… Swoją drogą ciekawe gdzie ten mały chujek nauczył się tak bluzgać. Muszę kurwa pogadać z jego wychowawczynią, pewnie jakiś jebany element z marginesu chodzi z nim do klasy i go psuje… No pa, pa, załatwię to jutro. Dobra, panowie, to na czym stanęliśmy?

– Pytał się szef co będzie, jak nam każą tę reklamę z internetu wycofać.

– No właśnie, kurwa, co będzie , jak nam jednak każą ją z internetu wycofać?

– Szefie – wycofać z internetu? Nie da kurwa rady, fizycznie niemożliwe… Przecież nie my tę reklamę będziemy wrzucać na internet, więc jak mielibyśmy ją wycofać?

– No jak to – nie my? Jak my nie wrzucimy, to kto to zrobi?

– No my, szefie, my, ale tylko my będziemy wiedzieć, że to my! Zrobimy to inflagranti!

– Jak kurwa?!

– No inflagranti – anonimowo, szefie. To po łacinie.

– Aha… no tak… To w takim razie… Genialne, po prostu genialne! Jesteście zajebiści, panowie, naprawdę!

– I vice bene, szefie!

– Dobra, dobra… mam nadzieję, że to nie było nic niepochlebnego o mojej matce, bo bym musiał wam przyjebać…

Tyle stenogramu.

Tytułem uzupełnienia, w YouTube można znaleźć wcześniejszą reklamę Visaxinum, z początku zeszłego roku. I – a to niesamowity zbieg okoliczności – jej… nieocenzurowaną wersję. Ciekawe, że podobnie jak w przypadku reklamy z „chuja muszę”, użytkownik, który zamieścił na YouTube wersję nieocenzurowaną, zrobił to dokładnie w tym samym dniu, w którym założył profil na YouTube. Po publikacji reklamy Visaxinum nie opublikował już żadnego filmu.

W zasadzie nie zrobił już nic więcej. Kompletnie nic.

Kolejny niesamowity zbieg okoliczności…

No, może coś jeszcze zrobił. Może zgubił hasło do profilu. To by tłumaczyło dalszy brak aktywności…