Samo zdrowie

 Samo zdrowieDzisiejszy wpis miał być jedynie maleńką szpilą wbitą w torebkę Śmiejżelków firmy Nimm2, ale pisząc go, doszedłem do wniosku, że miałby on gabaryty kwalifikujące go w najlepszym razie do krótkiej notki na Facebooku. Pozwoliłem więc sobie wypaczyć nieco proporcje, i ze Śmiejżelków zrobić jedną z dwóch przystawek do głównego dania, które wyciągnąłem z szuflady z napisem „teksty niedokończone”.

Danie to co prawda przekroczyło już termin przydatności do spożycia, ponieważ odnosi się do informacji, których główny zainteresowany już nie udostępnia na swojej stronie, ale mam nadzieję, że będzie Wam smakowało. Bo mimo że lektura tych informacji możliwa jest już tylko dzięki cudowi Wayback Machine – Internet Archive, to pozwala nam wniknąć naprawdę głęboko w zakamarki umysłów marketerów.

I odkryć tam rzeczy piękne.

Przystawka: Śmiejżelki

Śmiejżelki to słodyczne firmy Nimm2, którym producent od jakiegoś czasu przylepia etykietkę „wzbogacone witaminami”. Obecność witamin podkreślona jest dodatkowo jest gustowną i sugestywną grafiką na rewersie opakowania, przedstawiającą witaminy właśnie.

Jeśli chodzi o witaminy, to - że odwołam się do językowych kalek, których nie cierpię - Śmiejżelki dostarczają. (Ino nie do końca wiadomo, ile.)

Jeśli chodzi o witaminy, to – że odwołam się do językowych kalek, których nie cierpię – Śmiejżelki dostarczają. (Ino nie do końca wiadomo, ile.)

(Jest zresztą spora szansa na to, że etykietkę „wzbogacone witaminami” i grafikę przedstawiającą witaminy Nimm2 oznacza wszystkie swoje słodycze, ale, aby nie komplikować sobie życia, ograniczmy się do Śmiejżelków.)

Jak widać na załączonym obrazku, Nimm2 całkiem poważnie traktuje Śmiejżelki jako źródło witamin  (w przeciwnym razie raczej nie obnosiłby się tak z grafiką „Witaminy dla rodziny”). I nic dziwnego: w końcu Śmiejżelki pokrywają z grubsza całkowite dzienne zapotrzebowanie organizmu na następujące substancje: niacynę, witaminę E, kwas pantotenowy, witaminę B6, biotynę i witaminę B12.

Tym samym Śmiejżelki (oraz pozostałe produkty z ferajny Nimm2) stają się przedstawicielami produktów niezwykle zdrowych, mimo że podejrzewalibyśmy je o coś wręcz przeciwnego – w końcu to cukierki. A tu niespodzianka – niby cukierki, a potrafią pokryć dzienne zapotrzebowanie na tyle dobroczynnych substancji.

Szkopuł tylko w tym, że… nie potrafią.

A w każdym razie nie potrafi dokonać tej sztuki paczka zwykłych rozmiarów, gdyż tabelka pokazuje zawartość witamin w 100g Śmiejżelków, tymczasem w paczce jest ich 90g.

Można co prawda kupić większą paczkę (albo dwie), ale jeśli poszperamy po Internecie, to okaże się, że producent „zapomniał” nam przekazać informacji, że w zasadzie to nie zaleca jedzenia całej paczki. W zasadzie to zaleca jeść na raz mniej niż ćwierć paczki – 20g, bo na tyle właśnie definiuje „porcję”.

Na szczęście nie zapomniał podać tych informacji na stronie internetowej, gdzie nie zapomniał podać także informacji o tym, w jakim stopniu porcja cukierków realizuje zapotrzebowanie na podstawowe wartości odżywcze (energia, węglowodany, tłuszcze, białko). Dla równowagi jednak zapominał, by na porcję przeliczyć także witaminki.

Nimm2 zadbał o to, by informacje na stronie internetowej i opakowaniu uczciwie się uzupełniały.

Nimm2 zadbał o to, by informacje na stronie internetowej i opakowaniu uczciwie się uzupełniały.

Bo zapomniał, prawda? Bo przecież nie chodziło o to, aby jak najkorzystniejsze ujęcie ilości witamin (czyli w 100g, które jakimś niesamowitym zbiegiem okoliczności akurat realizują wtedy z grubsza 100% dziennego zapotrzebowania na te składniki) z jak najbardziej korzystnym ujęciem informacji o wartościach odżywczych, prawda?

Dla dociekliwych: trudno było mi skonfrontować cokolwiek z internetową informacją o tym, w jakim stopniu Śmiejżelki pokrywają zapotrzebowanie na witaminy, gdyż informacja ta wygląda mało tabelkowo.

Dla dociekliwych: trudno było mi skonfrontować cokolwiek z internetową informacją o tym, w jakim stopniu Śmiejżelki pokrywają zapotrzebowanie na witaminy, gdyż informacja ta wygląda mało tabelkowo.

W każdym razie Nimm2 włożył tak dużo wysiłku, by pokazać wszystkie swoje cudowne składniki w jak najlepszym świetle, że przypuszczam, że także wieńcząca listę składników informacja „Może zawierać także mleko” została pomyślana jako zaleta. Podzieliłem się zresztą tym podejrzeniem z Horacym, który zwrócił mi uwagę na Śmiejżelki. Nie musiałem długo czekać na odpowiedź:

Przystawka nr 2: Sunbites

Sunbites o smaku wiosennych warzyw są wyjątkowo nałogowe - obrabiając tę grafikę zeżarłem ich całą paczkę. Ale na przykład te o smaku papryki z ziołami to mam wrażenie, że sprzedają się wyłącznie przez pomyłkę.

Sunbites o smaku wiosennych warzyw są wyjątkowo nałogowe – obrabiając tę grafikę zeżarłem ich całą paczkę. Ale na przykład te o smaku papryki z ziołami to mam wrażenie, że sprzedają się wyłącznie przez pomyłkę.

Chipsy Sunbites (lub – jak woli producent, czyli Frito Lay – krakersy Sunbites), to kolejny produkt, który w pierwszym odruchu uznalibyśmy za niezdrowy, a tymczasem okazuje się, że jest on… może oddajmy głos opakowaniu, o ile tylko opakowaniu można oddać głos:

  • odżywczy: „krakersy Sunbites są odżywcze, ponieważ zawierają 3 rodzaje zbóż”
  • w zasadzie idealny: „Sunbites to idealna przekąska między posiłkami”.

Ponadto dowiadujemy się, że Sunbites:

  • to źródło błonnika
  • zawierają płatki owsiane…
  • …oraz pełne ziarna zbóż…
  • …i olej rzepakowy (swoją drogą ciekawe, że ktoś chwali się zawartością oleju)

I aż dziwi, że z jakiegoś kompletnie niezrozumiałego powodu, Frito Lay się kryguje i określa wielkość porcji na 30g. A przecież z produktu, który jest idealny, odżywczy i pełnoziarnisty, powinien być co najmniej obiad!

PS. Tak na marginesie, jako że Frito Lay pewnie to przeczyta: zastanawia mnie jedna rzecz – skoro lista składników uporządkowana jest w porządku malejącym, od składnika, którego jest najwięcej, do tego, którego jest najmniej, to dlaczego syrop glukozowo-fruktozowy (zawierający solidnie ponad 90% cukrów) wymieniony jest na liście przed olejem, mimo że tego ostatniego jest 15%, a cukrów – 12%?

Danie główne: zamknij oczy, otwórz buzię. Czyli zagadka.

Zanim zaczniemy, małe zastrzeżenie. Za chwilę zadam Wam zagadkę, którą przygotowałem na podstawie informacji, jaką jedna z firm zamieszczała kiedyś o jednym ze swoich produktów na stronie Internetowej. Strona ta już nie istnieje, ale – dzięki wspomnianemu cudowi Wayback Archive (dla niezorientowanych: serwisu archiwizującego zawartość stron internetowych) – wciąż można ją oglądać i dowiedzieć się, że strona ta została opublikowana w sieci 10.05.2013 lub wcześniej i „wisiała” w niej co najmniej do 12.01.2016, bo z tego właśnie dnia pochodzi ostatni „zrzut” strony do archiwum. Można ją było podziwiać więc przez prawie 3 lata.

Sama zagadka miała być częścią większego wpisu, ale miałem z nim związane nieco zbyt ambitne plany, i niedokończony tekst trafił do szuflady. Z której go niniejszym wciągam.

No dobra, zaczynamy.

Zadanie jest proste: bazując na opisie poniżej – skopiowanym ze strony internetowej producenta – macie jak najszybciej odgadnąć, o jaki napój chodzi. Dla ułatwienia podpowiem, że chodzi o napój, który większość z Was powinna kojarzyć.

Poniżej przytaczam opis składników owego napoju. Gdzieniegdzie postanowiłem wkroczyć z kalamburyczną cenzurą – wypikałem informacje, które mogłyby zbyt szybko naprowadzić Was na rozwiązanie. Ot, taki zabieg po to, żeby proste zadanie, co do którego nie chciałem, żeby okazało się zbyt trudne, nie okazało się zbyt proste.

Woda dla nawodnienia

Większość napojów bezalkoholowych zawiera między 87% a 99,8% wody. [Nazwa napoju] zawiera [cenzura]% wody. Napój ten może zatem ugasić pragnienie i dostarczyć organizmowi dzienną dawkę płynów pomagając odpowiednio nawodnić organizm.

Zaleca się, aby osoba dorosła spożywała przeciętnie 2,5 litra wody dziennie. Z tego 1,8 litra – odpowiednik sześciu do siedmiu szklanek wody dziennie – musi być uzyskiwane bezpośrednio z napojów lub wody. Ilość ta powinna być większa w upalne dni oraz po zakończeniu aktywności fizycznej.

 Jak widać, chodzi o napój, który może z powodzeniem dostarczać dzienną dawkę płynów organizmowi. To powinno zawęzić pole poszukiwań, prawda?

Sód dla smaku

Sód jest niezbędnym składnikiem odżywczym dla organizmu człowieka. W napojach typu [cenzura] zawarte są minimalne ilości sodu. Przyjmuje się, że górna granica spożycia sodu wynosi 2 – 3,6g na dzień. W [porcja omawianego napoju] jest zaledwie 0,033g sodu.

Sód jest używany w potrawach i napojach, by poprawiać smak pożywienia. Sód zawarty w napojach [cenzura] pomaga poza tym uzupełniać straty chlorku sodu w organizmie, powstające podczas wysiłku fizycznego i podczas upałów.

Napój-bohater naszej zagadki zatem nie tylko pozwala dostarczyć dzienną dawkę płynów, ale także uzupełnia niedobory składnika, który tracimy podczas upałów czy uprawiania sportu.

Czyżbyśmy zapuszczali się na terytoria napojów izotonicznych? Czytajmy dalej.

Dwutlenek węgla dla orzeźwienia

Nasycenie dwutlenkiem węgla nadaje [nazwa produktu] musujący charakter. Niektóre naturalne wody mineralne lub źródlane są naturalnie nasycone CO2, który występuje w  środowisku. Dwutlenek węgla dodawany do produktów spożywczych został przebadany przez urzędy regulacyjne na całym świecie, które potwierdziły jego bezpieczeństwo.

Cukier dla słodkiego smaku

W [cenzura] do produkcji [nazwa napoju] używany jest przede wszystkim cukier z buraków cukrowych i cukru trzcinowego, który znany jest także jako sacharoza lub biały cukier. Sacharoza występuje w wielu owocach i warzywach, np. marchwi i bananach. Jest to ten sam rodzaj cukru, jaki dodajemy do herbaty i kawy.

[Nazwa napoju] zawiera cukier, ale nie różni się pod tym względem od innych [cenzura]. Porcja 250 ml zawiera około [cenzura] g, co stanowi [cenzura]% wskazanego dziennego spożycia cukru dla osoby dorosłej, które wynosi 90g (GDA). W [nazwa napoju] jest tyle samo cukru, co w soku pomarańczowym i mniej niż w soku jabłkowym.

Teraz wiemy także, że nasz napój zawiera cukier. Ale osoby dbające o linię nie muszą się martwić: nie ma go więcej, niż w zdrowych przecież sokach owocowych.

Karmel dla koloru

Barwnik stosowany w [Nazwa napoju] to karmel, który oznaczony jest symbolem E150d. Karmel jest jednym z najstarszych na świecie barwników stosowanych w żywności oraz napojach. [Cenzura]. Został dokładnie przebadany, a jego stosowanie jest całkowicie bezpieczne.

[Cenzura]

Zarówno w [Nazwa napoju], jak i w wielu produktach spożywczych, [nazwa składnika] jest stosowany jako [cenzura]. Szczególnie duża jego zawartość obecna jest w produktach wysokobiałkowych, takich jak jajka, produkty mleczne i mięso. Fosfor jest kluczową substancją odżywczą w naszej diecie, która przyczynia się do wzrostu oraz zachowania dobrego stanu kości i zębów, a także odgrywa ważną rolę w produkcji energii przez organizm ludzki. Osoba dorosła spożywa średnio 1.000-1.500 mg fosforu dziennie, a [Nazwa napoju] zawiera 41 mg (3-4%) w porcji 250 ml. Dla porównania, duże jajko ugotowane na twardo zawiera 86 mg fosforu.

[Nazwa składnika] dla smaku

[Nazwa składnika] jest łagodnym środkiem stymulującym, pozytywnie wpływającym na nastrój i funkcjonowanie umysłu wielu ludzi. Zawartość [Nazwa składnika] w [Nazwa napoju] odpowiada około jednej trzeciej zawartości tej substancji w tej samej ilości [cenzura] i połowę tego, co w tej samej ilości herbaty.

 

Reasumując, nasz tajemniczy napój:

  • może z powodzeniem stanowić całodzienne źródło wody,
  • uzupełnia zapas sodu w przypadku wysiłku fizycznego lub upałów,
  • orzeźwia,
  • dzięki swoim składnikom wprawia w dobry nastrój,
  • zawiera barwnik, ale tradycyjny i całkowicie bezpieczny,
  • a w dodatku – w przypadku niedoborów fosforu – można nim nawet próbować zastępować jajecznicę.

Jak myślicie, co to może być? Który ze znanych Wam napojów może być źródłem takich dobrodziejstw? Cóż jest naszą fontanną zdrowia? Świętym Graalem dietetyków?

Coca-cola.

Poważnie.

Dział marketingu (a może też technologiczny? dietetyczny?) Coca-Coli jest przekonany, że cola jest tak zdrowa, że można o nią oprzeć całodzienną gospodarkę płynami. Nie, nie przesadzam – zacytujmy raz jeszcze, słowo w słowo:

Napój ten może zatem ugasić pragnienie i dostarczyć organizmowi dzienną dawkę płynów pomagając odpowiednio nawodnić organizm.

Tak, moi drodzy Czytelnicy: Cola może dostarczyć organizmowi dzienną dawkę płynów. Przez trzy lata twierdziła tak sama Coca-Cola, i to jak najzupełniej poważnie.

Jest tylko (przynajmniej) jeden mały szkopuł: cukier. Aby dostarczyć organizmowi 1,8 litra wody – czyli porcję wody, którą według informacji na stronie Coca-Coli człowiek powinien czerpać z płynów – trzeba obalić równe 2 litry Coli (bo w Coli woda stanowi 89% składu). Przy okazji jednak pochłoniemy 216 gramów czystego cukru – czyli niemal dwuipółkrotnie więcej, niż zalecane dzienne spożycie tego składnika dla osoby dorosłej.

A nie daj Boże zechcemy coś jeszcze w ciągu dnia zjeść…

Może to jednak nie powinno nas wcale tak martwić? Może cukier jest niepotrzebnie demonizowany?

Kuchmistrze z Coli najwyraźniej tak myślą. A wiem, że mają ku temu naukowe podstawy: otóż wpadł mi w ręce materiał wykorzystywany przez Coca-Colę dla celów wewnętrznych. Tak przynajmniej należy sądzić z dopisku na każdej stronie, głoszącego Classified – Internal use, czyli Poufne – do użytku wewnętrznego. Materiał nosi tytuł Prawda o cukrach: 10 faktów, których być może nie znasz.

Co można w nim wyczytać? Wiele ciekawych rzeczy. Pierwszy z dziesięciu faktów brzmi: nie wszystkie cukry są takie same. I jest to sama prawda – mamy przecież fruktozy, glukozę, sacharozę…

Kolejny fakt: dziury w zębach to zasługa bakterii, a nie cukru. Niby zaskakujące, ale… przecież też prawdziwe. W końcu istotnie – to nie cukier sam w sobie odpowiada za ubytki w zębach, ale rozkładające go bakterie.

Zbudowawszy sobie pewien kapitał zaufania – poprzez podanie faktów, nad którymi może niespecjalnie się na co dzień zastanawiamy, ale jak już się zastanowimy, to musimy przyznać Coli rację – autorzy materiału zaczynają serwować nieco bardziej odważne tezy: cukier nie powoduje otyłości, cukrzycy ani innych  poważnych chorób.

I znowu: oczywiście, że nie. Cukier sam w sobie nie szkodzi. Szkodzi jego nadmiar.

Może nie będę małostkowy, i nie będę w tym miejscu przypominał, że specjaliści od żywienia (pojenia) z Coli dopiero co zachęcali mnie do radykalnego przekroczenia dziennej dawki cukru w procesie samonawadniania…

Co jeszcze możemy przeczytać? Ano na przykład taki fragment:

wiele badań epidemiologicznych […] wykazało, że diety bogate w sacharozę (cukier) nie wiążą się z wysoką masą ciała ani wysokim wskaźnikiem masy ciała (BMI). W rzeczywistości wysokie spożycie cukrów często wiąże się z niższym  BMI.

Och, z pewnością było wiele (słowo-klucz) takich badań. A że przy okazji było wiele badań, które pokazują coś dokładnie przeciwnego? Nieważne. Prawdą jest przecież, że „wiele badań wykazało”.

Z pewnością wysokie spożycie cukrów często (kolejne słowo-klucz) wiąże się z niższym BMI. Na przykład u sportowców – nikt nie zaprzeczy, że ta dosłownie taplająca się w kaloriach grupa, w tym oczywiście także kaloriach pochodzących z cukrów – ma generalnie niższe BMI niż nieco bardziej leniwa fizycznie część społeczeństwa. Czy użycie słowa „często” jest więc uzasadnione? Oczywiście, wszak osób aktywnie uprawiających sport jest wystarczająco wiele, a to przecież z pewnością nie jedyna grupa ludzi na diecie bogatej w cukry, a jednocześnie niskim BMI.

Gorąco polecam lekturę, można się dzięki niej wiele nauczyć. Nie wiem, czy akurat o cukrze, ale wielu PR-owców z pewnością doceni serwowane przez mistrzów przykłady selektywnego doboru informacji oraz sposobu ich prezentacji tak, by służyły z góry założonemu celowi. Arcydzieło komunikacji, powiadam Wam. Szczególnie komunikacji pomiędzy działem marketingu i działem prawnym: jak pisać rzeczy wygodne o rzeczach niewygodnych tak, żeby nikt nie mógł się przypierdzielić.

Tak na marginesie, pisząc o wewnętrznym materiale Coca-Coli, który wpadł mi w ręce, trochę z Wami pogrywałem, bo nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wpadł on i w Wasze ręce. Co prawda faktycznie nosił on dopisek Classified – Internal use, ale link do tego materiału znajdował się na publicznej stronie Coca-Coli (dzisiaj oczywiście dostępnej, łącznie z rzeczonym dokumentem, w Wayback Archive),

W każdym razie, wiedząc, co Coca-Cola myślała o swoim produkcie, możemy lepiej zrozumieć dotychczasową strategię komunikacyjną dla tego napoju, zgodnie z którą regularnie pojawiał się on na stole przy rodzinnych posiłkach, w otoczeniu sałatek, zieleniny i różnych innych bio-pyszności. Coca-Cola elementem zdrowego trybu życia – absurdalne? Nie dla Coca-Coli. Wszak, jak podkreślał sam koncern w reklamach i wciąż informuje w wyraźnej adnotacji na opakowaniu, Coca-Cola powstaje wyłącznie z naturalnych składników.

Wielkanoc z Coca-Colą

Wielkanoc z Coca-Colą

I co prawda firma niedawno ogłosiła nową strategię komunikacyjną, jak starając się przekonać swoich klientów, że w Coli są rzeczy, których żadną miarą być w niej nie może (teraz to są uczucia, i to, jak rozumiem, od razu cała gama), ale wygląda na to, że zielone fit-szatki pozostaną z czerwony napojem na dłużej: na przykład całkiem niedawno na na oficjalnym kanale marki na YouTube pojawił się film instruktażowy, pokazujący jak – popijając Colą, oczywiście – przygotować zapiekankę porowo-ziemniaczaną na Wielkanoc.

Przy Wielkanocy warto zatrzymać się chwilę dłużej, gdyż na stronie internetowej firmy pojawiła  się – i już znikła zresztą ze strony głównej – sekcja „Radosne Święta Wielkanocne”. Można więc przypuszczać, że Coca-Cola podpisała umowę sponsorską z samym Jezusem, gdyż podłączywszy się wcześniej do świętowania Jego narodzin, teraz próbuje zrobić to samo ze świętowaniem Jego zmartwychwstania.

Na koniec – mała ciekawostka, również nie pierwszej świeżości (ale Cola na szczęście ma długi okres przydatności do spożycia, bo też co tam się może w niej zepsuć – woda, cukier czy dwutlenek węgla?).

Otóż na dużej butelce Coca-Coli znajdziemy napis:

2 litry - idealne do rodzinnego posiłku

2 litry – idealne do rodzinnego posiłku

Biorąc pod uwagę, że przeciętna rodzina (ściślej: przeciętne gospodarstwo domowe) liczy sobie w Polsce 2,8 osób, wychodzi po jakieś 2/3 litra na łba – podczas gdy „porcja”, zgodnie z informacją z tej samej etykiety to zaledwie 1/4 litra.

Ale znowu – skoro Cola jest tak zdrowa i pożywna, to dlaczego miałaby się krygować? Dlaczego ograniczać się do jednej szklaneczki? Wlejmy Colę do talerza, nazwijmy zupą i wpieprzajmy razem z chipsami Sunbites na obiad!

Smacznego!

Obiad przyszłości: zupa z Coca Coli, Sunbites na drugie danie i Śmiejżelki w ramach codziennej porcji owoców.  PS 1. Nie macie pojęcia, jak mozolnie chłepce się colę łyżką...  PS 2. Ja naprawdę nie jestem jakimś dietetycznym radykałem i uważam, że słodkie napoje, chipsy i cukierki są dla ludzi (a nawet czasami dla dzieci), ale drodzy producenci - miejcie litość i nie próbujcie wciskać, że te produkty są  zdrowe czy pożywne...

Obiad przyszłości: zupa z Coca Coli, Sunbites na drugie danie i Śmiejżelki w ramach codziennej porcji owoców.
PS 1. Nie macie pojęcia, jak mozolnie chłepce się colę łyżką…
PS 2. Ja naprawdę nie jestem jakimś dietetycznym radykałem i uważam, że słodkie napoje, chipsy i cukierki są dla ludzi (a nawet czasami dla dzieci), ale drodzy producenci – miejcie litość i nie próbujcie wciskać, że te produkty są zdrowe czy pożywne…

Fotografia warzyw wykorzystana w grafice w nagłówku: Joe Burge / FreeImages.com