Jak powstają twoje teksty…

…gdy mnie ktoś tak spyta…. No, może lepiej nie będę cytować Kazika, bo to się jakąś chryją może skończyć. Słyszałem, że Kazik nie lubi się z Internetem. W każdym razie dzisiaj pozwolę Wam zajrzeć w głąb mojej duszy. Prawie jak proktologowi.

A wszystko dlatego, że jest sezon ogórkowy, i nie ma o czym pisać. A poza tym znamy się mało, więc uznałem, że powinniśmy się poznać mniej mało. Zacznijmy od spojrzenia na kulisy procesu twórczego, którego efektem są paszkwile zamieszczane na maltreting.pl. Na początek kontrol-ce-kontrol-fał z fejsbukowego czata.

– Co robisz?

– Przygotowuję się do maltretingowego najazdu na Play. (Efektem był ten tekst.)

– To nie przeszkadzam.

– Luz, póki co zacząłem dopiero pierwsze piwo. Mam jeszcze dwa. Piwo traktuję jako intelektualny doping – robię się po nim bardziej wredny 😉

– Jeżeli zawsze płodzisz coś po piwku, to raczej kiepsko zniesie to Twoja wątroba

– Jakbym zawsze coś płodził po piwku, to byłbym otoczony gromadką dzieci wielkości stadionu narodowego… Znaczy, że nie dzieci byłyby takie duże, tylko gromadka byłaby duża…

 

I kolejna wymiana poglądów:

– Ciekawe, że ta notka na fejsbuku jakoś nie wzbudza entuzjamu (nie musicie klikać – wystarczy zobaczyć obrazek poniżej) A takiego fajnego oblecha tam przepchnąłem…

jak_powstaja

fejsbukowa nieobyczajność

– Jakiego oblecha?

– Tego o rękodziele oczywiście! Ciekawe, czy ktoś zacytuje Allena – że rękodzieło to seks z osobą, którą kochasz najbardziej: ze sobą.

– Szczerze, dopiero teraz pojęłam, o jakim rękodziele myślisz… Rzeczywiście oblech… Ja chyba na szczęście nie jestem jeszcze tak skrzywiona jak Ty…

– A to może tłumaczyć tę skromną reakcję – nikt nie pojmuje mojego geniuszu. 😉

– Muszę powiedzieć, że Monika zareagowała na Twoje rękodzieło prawidłowo…

– Oblała się rumieńcem i zaczęła szybciej oddychać?  PS. Nie mów mojej żonie, że dałem Monice okazję zareagować na moje rękodzieło!

– Kończę z tym, dość już świństw na dziś! Zabieram się do roboty!

– Do jakiej roboty?

– Do kopania rowów!

– Ty tak specjalnie przez cały czas freudujesz?

– Chyba fłeuduję! (Tu muszę wyjaśnić, że chodzi o kumpelę, któła ma płoblemy z wymawianiem litełki „eł” – złesztą wiełni czytelnicy małtłetingu mogą ją kojarzyć ze wstępu do tego archiwalnego tekstu o ś.p. Erze GSM)  

– No fakt. Ze też na przykład taki Jung nie zajmował się tyle seksem – byłoby Ci łatwiej jungować niż fłeudować.

– Tak to już jest, biednemu zawsze wiatł w oczy dmucha…

 

Kontynuacja wymiany poglądów – następnego dnia.

– Ciągnąc temat (fuj) – dowcip z rękodziełem doczekał się optymalizacji, danke, danke: https://www.maltreting.pl/index.php/2011/06/bo-we-mnie-jest-seks/ Chyba się podoba. Wniosek jest jeden – im bardziej chamsko, tym zabawniej. Smutne to, bo ja taki wysublimowany jestem… Wczoraj sobie nawet ambitny film kupiłem. „Facetów w rajtuzach”.

– Faktycznie, sublimu u Ciebie sporo – na każdym kroku… (niezależnie od tego, jakie będziesz miał z tym skojarzenia) Ale masz tylko lajki, komentarzy niet?

– A po co komentować doskonałość 😉 Chociaż zostawiłem jedną oczywistość na ewentualny komentarz,: Rada Tradycji mogła przecież ustanowić Dzień Pozycji na Misjonarza. Ale nikt na to nie wpadł…