Najlepszy koniec roku ever

To będzie najlepszy koniec roku... ever?

Źródło: www.mercedes.-benz.pl

To będzie najlepszy koniec roku ever! – oznajmia pełen pozytywnej energii głos w reklamie radiowej. Dlaczego? Bo „tylko teraz” (to już czytam ze strony internetowej, bo reklamy tak dobrze nie pamiętam) osobowe Mercedesy z rocznika 2016 są „w ofercie Leasing 1% – jedynie 5% wpłaty własnej i rok ubezpieczenia w cenie samochodu.”

Dzięki temu słuchacz – tu znowu wracamy do radia – może dowiedzieć się, jakie to uczucie, jeździć nowym Mercedesem. A więc jakie to uczucie? Entuzjastyczna odpowiedź pada jeszcze w reklamie: „najlepsze ever!”.

No więc drogi Mercedesie, pozwól, że coś Ci wyjaśnię.

Ja rozumiem, że jak się jest niemiecką marką, której właścicielami Niemcy są zaledwie w 1/3, a pozostałe 2/3 tworzy eklektyczna mieszanka reszty Europy, Stanów Zjednoczonych i Kuwejtu, w dodatku ma się za sobą nieudane małżeństwo z Amerykanami (Chrysler) i na domiar wszystkie próbuje się sprzedawać w kraju, który z jednej strony uznaje „ideologię gender” za dzieło szatana, a z drugiej stosuje ją w praktyce, konsekwentnie odnosząc się do marki kryjącej się za żeńskim imieniem Mercedes per „ten Mercedes”, to można się czuć zagubionym, ale bez przesady. To nie Belgia, gdzie mówi się co najmniej trzema językami, z których żaden nie jest językiem belgijskim. Tu jest Polska, mówi się w jednym języku, i w dodatku jest to język polski.

Naprawdę, trudno się w tym pogubić.

W dodatku język polski bardzo łatwo poznać: to taki język, w którym jest mnóstwo dziwnych świszczących i trzeszczących literek, takich jak ś czy ć, a nie ma na przykład literki „fał” – jak w ever właśnie.

Co prawda od czasu do czasu komuś w Polsce zdarzy się palnąć głośne ever, ale najpewniej będzie to albo dzieciak z gimnazjum, dla którego ever stanowi 25% zasobu słownictwa, albo pracownik agencji reklamowej, który dopiero co z gimnazjum wyszedł i przykrywa swoją nieznajomość języka polskiego oraz języka angielskiego nadużywaniem tego drugiego, albo zaklinający rzeczywistość przedstawiciele płci obojga, którzy ciuchami kupowanymi w Croppie, skórzanymi trampkami, zdjęciami profilowymi noszącymi znamiona ciężkiego nadużycia Photoshopa oraz powtarzaniem słówek zasłyszanych pod drzwiami pokojów swoich nastoletnich latorośli, próbują wyprzeć ze swojej świadomości – oraz świadomości swoich znajomych – przykry fakt, że znajdują się na tym etapie życia, na którym telewizyjni specjaliści zalecają regularną suplementację diety preparatami odpowiednio na objawy menopauzy lub rozpalanie konara.

Tak więc, owszem, czasem w Polsce zdarza się komuś palnąć głośne ever, ale to, drogi Mercedesie (pozwolisz, że używając rodzaju męskiego będę się starał pogłębić Twój kryzys tożsamości płciowej), po pierwsze to nie jest po polsku, a po drugie nie są Twoi klienci: tych pierwszych nie stać, tych drugich też nie, a tych ostatnich może i stać, ale co z tego, skoro i tak zaraz umrą – jak tylko się zaziębią, nosząc zimą swetry dziurawione szrapnelami wystrzeliwanymi przez najbardziej znanych projektantów (po niecałe 4 tysiące od sztuki; na marginesie, to, że sprzedaje je sklep z V w nazwie, jest jakby znamienne).

Natomiast co do tych, którym jeszcze nie zdarza się mówić ever, to mam takie nieco opresyjne życzenie, by przedstawiciele grupy drugiej – czyli pracownicy agencji reklamowych, którzy przykrywają swoją nieznajomość języka polskiego i języka angielskiego nadużywaniem tego drugiego – bombardując odbiorców swoich produkcji tandetnymi hasłami, nie przyzwyczajali ich powoli do tego, że zaśmiecanie własnego języka głupimi zapożyczeniami z języka obcego jest cool.

Bo nie jest.

Verstehen, Frau / Herr Mercedes?

No to teraz zachęcam do poczytania o twarogu. Wbrew pozorom, to na temat.