Raport 2015: kluczowe trendy dla marketingu. Uroczysta premiera i trend #1.

Raport: Trendy w marketingu #1Natalia Hatalska od 2011 co roku publikuje swój trendbook: przegląd trendów, które mają w najbliższej przyszłości kształtować… no, najbliższą przyszłość. Cykliczny raport Natalii cieszy się sporą popularnością i uznaniem polskich internautów, dlatego z nieskrywaną przyjemnością oddaję dzisiaj w Wasze ręce, przygotowaną w ścisłej współpracy właśnie z Natalią Hatalską, maltretingową edycję trendbooka.

Moja współpraca z Natalią nad niniejszym raportem była możliwa dzięki – a jakże – technologiom internetowym, a polegała na tym, że przeczytałem trendbook Natalii z poprzedniego roku, po czym zabrałem się za pisanie własnego. Ktoś małostkowy mógłby zapewne powiedzieć, że należałoby tu mówić raczej o inspiracji lub ordynarnym plagiacie pomysłu niż o współpracy, ale na szczęście życie oszczędziło Maltretingowi małostkowych czytelników.

Bo oszczędziło, prawda?

Do rzeczy jednak.

Podobnie jak w przypadku pierwowzoru, także mój raport to efekt rozmów z nietuzinkowymi osobistościami i uznanymi ekspertami w swoich dziedzinach. Nie dysponując jednak takim budżetem jak Natalia, musiałem drastycznie ograniczyć liczbę nietuzinkowych osobistości i uznanych ekspertów w swoich dziedzinach, których opinie miały znaleźć odzwierciedlenie w moim materiale. Mój raport jest więc zapisem prognoz jednej nietuzinkowej osobistości oraz jednego prawdziwego eksperta. W dodatku jest to ta sama osoba. Ja.

Czas ku takiej publikacji jak dzisiejsza jest już najwyższy, bo prognozy, przeczucia i przewidywania, które za chwilę przeczytacie, są ze mną już od dłuższego czasu. W dodatku z satysfakcją (a może z przerażeniem?) obserwuję, jak powoli stają się one rzeczywistością. Mam wręcz wrażenie, że publikując swoje oczekiwania dzisiaj, mam jeszcze cień szansy, by zająć należną mi pozycję wizjonera, podczas gdy za kilka czy kilkanaście miesięcy będą to kwestie już tak oczywiste, że pisząc o nich wtedy mógłbym liczyć co najwyżej na miano wnikliwego kronikarza.

Raport zostanie wydany w czterech odcinkach. Dzisiaj pierwszy, jutro drugi, pojutrze trzeci i dzień później – czwarty.

Trend #1. Rozwój mobilnej fotografii autoportretowej

Producenci urządzeń mobilnych i sprzętu fotograficznego zaczynają rozumieć, że najciekawszym obiektem w oku artysty nie jest piękno dzikiej przyrody czy geometryczna perfekcja architektury. Najciekawszym obiektem jest człowiek i jego wewnętrzne oraz – przede wszystkim – zewnętrzne piękno. W konsekwencji, najciekawszą dziedziną fotografii jest portret, a mówiąc ściślej – autoportret.

Jednym słowem selfie.

Dlatego też już wkrótce na rynku pojawią się smartfony, w których przedni aparat fotograficzny będzie górować parametrami technicznymi (rozdzielczością, stopniem zaawansowania układu optycznego, wielkością i czułością matrycy) nad aparatem tylnym. W końcu inwestowanie w aparat służący robieniu zdjęć czemuś tak pospolitemu jak otoczenie, nie ma absolutnie żadnego uzasadnienia.

Nie oznacza to oczywiście, że użytkownicy smartfonów i aparatów zupełnie zrezygnują z uwieczniania czegoś innego niż oni sami. Jednak w czasach, gdy to o czas jest najtrudniej, trzaskanie landszaftów może być zastąpione automatycznym (dzięki geolokalizacji) pobieraniem obrazów z Google Street View lub galerii takich jak Panoramio. Na dłuższą metę takie rozwiązanie jest wygodniejsze i zdecydowanie bardziej efektywne dla użytkownika telefonu, gdyż pobieranie zdjęć, które służyć będą jako tło, może się odbywać – nomen omen – w tle.

Zdjęcie zrobione ukradkiem (a właściwie uKradkiem) w dziale marketingu Apple

Zdjęcie zrobione ukradkiem (a właściwie uKradkiem) w dziale marketingu Apple

Trend rozwoju mobilnej fotografii autoportretowej, mimo że nominalnie ograniczony do urządzeń mobilnych, dotknie także tradycyjną fotografię: po rozpaczliwych próbach przeniesienia obiektywu na tylną ścianę aparatu (tak, aby ekran podglądu i obiektyw były z tej samej strony, ułatwiając kadrowanie autoportretów), ostatecznie znikną z rynku cyfrowe lustrzanki. Lustrzankę można co prawda podłączyć do Facebooka czy Instragrama, można wstawić w nią dotykowy ekran, ale bądźmy poważni: kto chciałbym robić sobie selfie kilogramowym odważnikiem?

Miałem przyjemność wypróbowania tego rozwiązania podczas wizyty w biurze projektowym jednego z uznanych producentów aparatów fotograficznych.

Miałem przyjemność wypróbowania tego rozwiązania podczas wizyty w biurze projektowym jednego z uznanych producentów aparatów fotograficznych.

Móc pokazać siebie światu bez wysiłku, w dowolnym momencie, w każdej sytuacji i w dowolnych warunkach oświetleniowych – to będzie obietnica, jaką będą musiały nieść dla użytkownika telefony i aparaty fotograficzne, jeśli mają odnieść rynkowy sukces.

Ta rewolucja nie zacznie się wkrótce. Ta rewolucja już trwa. Nikon ma już w swoje ofercie aparat zoptymalizowany pod kątem selfie, a telefony takie jak LG G4 czy HTC Desire 820 są wyposażone w przednie aparaty o rozdzielczości 8 megapiskeli.

Rozwój mobilnej fotografii autoportretowej zmieni również kierunek, w którym ewoluują rozwiązania typu Google Glass. Teoretycznie, dzięki kamerom wbudowanym w okulary, ich użytkownik może pokazywać – nagrywając lub fotografując – to, co dzieje się wokół niego. Google i inni zrozumieją jednak wkrótce, że człowiek współczesny nie potrzebuje pokazywać innym tego, co dzieje się wokół niego – człowiek współczesny odczuwa głęboką potrzebę pokazania siebie.

Stąd należy oczekiwać, że Google Glass już wkrótce będą wyglądać tak:

Projekt Google Glass został rzekomo zawieszony. Powyższy prototyp świadczy o czymś dokładnie przeciwnym.

Projekt Google Glass został rzekomo zawieszony. Powyższy prototyp świadczy o czymś dokładnie przeciwnym.

Warto jednak zwrócić uwagę, że prawdziwi wizjonerzy realizowali tego typu projekty na długo przed globalną rewolucją internetową.

Peter Gabriel, Digging in the Dirt - migawki z koncertu z roku 1993.

Peter Gabriel, Digging in the Dirt – migawki z koncertu z roku 1993.

Oczywiście tego typu rozwiązania, przypominające dzisiejsze seflie sticks / kijek Narcyza, będą rozwiązaniami powszechnymi, żeby nie powiedzieć – plebejskimi. Osoby z bardziej zasobnymi portfelami do wykonywania selfie będą używać dronów, stale orbitujących wokół właścicieli; w przypadku znanych blogerów, drony będą zasilane emitowaną przez nich aurą boskości.

Możni tego świata – miliarderzy i przywódcy narodów – do robienia selfie używać będą satelitów geostacjonarnych.

Artyści i emocjonalna awangarda społeczeństwa będzie mogła pokazać światu swoje bogate wnętrze, za pomocą bezpośredniej transmisji z kolonoskopii.

Po około 3-4 latach szaleństwa trend jednak zakończy się gwałtownie, gdy klienci zorientują się, że poza sobą, nie oglądają praktycznie niczego. Co oznacza, że nikt poza nimi nie ogląda także ich własnych selfie. A to z kolei oznacza, że niemal identycznego user experience dostarcza zwykłe lusterko (to znaczy: nie artystom…)

Które w dodatku jest tańsze.

I dostępne bez abonamentu.

Chociaż to ostatnie nie jest do końca pewne – więcej informacji wkrótce, w trzeciej części raportu.

 

Podziękowania i dedykacje.

A właściwie podziękowanie i dedykacja.

Podziękowanie.

Za inspirację dziękuję jednej z czołowych blogerek modowych, która w filmie promującym jedną z marek, mówiła o swojej pasji – fotografii. Słowa te zilustrowano w filmie migawką z pracy owej blogerki: chwilą, kiedy robi sobie selfie.

Dedykacja.

Wpis dedykuję firmie Orange, za jej obecne hasło, cudownie podatne na przygnębiające – przynajmniej mnie – interpretacje: „liczy się to, co ważne dla ciebie.”

 

Zdjęcie dziewczyny wykorzystane w reklamie iPhone’a 7 i projekcie lustrzanki z obiektywem do selfie: Flickr.com, Rafael Soares. Zdjęcie mężczyzny z Google Glass – kadr z filmu z YouTube.com/GoogleGlass.