Pocztówki znad krawędzi #2. Jak pić piwo i wypożyczyć samochód.

Oczywiście nie jednocześnie. Nawet nie w krótkim odstępie czasu – a jeśli już, to tylko w ściśle określonej kolejności. W takiej kolejności, jaką zaraz zaprezentuję. W trosce o własne bezpieczeństwo przeczytajcie, by tę kolejność poznać.

Najpierw wypożyczamy samochód…

Wyobraźcie sobie, że spędzacie urlop na pewnej hiszpańskiej wyspie i chcielibyście tę wyspę zwiedzić samochodem.

Kiedy inne wypożyczalnie już się znudziły, a w niezawodnym, międzynarodowym Hertzu najbliższy wolnym termin wypada za trzy tygodnie (albo dwa – nie pamiętam), można zajrzeć do King Auto. W King Auto pracuje niezwykle miła Polka. To miły akcent: urlopując się na obcej ziemi dobrze jest od czasu do czasu zostać obsłużonym w języku, którego używanie nie wymaga żadnego wysiłku intelektualnego. Tym bardziej, że miła Polka, kiedy jeszcze nie wiedziałem, że jest Polką, szybko przerwała anglojęzyczną serię moich pytań, proponując przejście z języka Szekspira na język Słowackiego.

Jest miło. Do czasu.

Pierwsze oznaki kryzysu ciepłych uczuć pojawiają się, kiedy dajesz miłej Polce prawo jazdy do przygotowania umowy. Czar pryska zupełnie, gdy składasz na tej umowie podpis. Wtedy fotelik dla dziecka, wcześniej darmowy, nagle okazuje się płatny. Nie żeby od razu fortunę, ale zawsze.

Następnego dnia rano fotelik okazuje się nie tylko płatny, ale także nadgryziony zębem czasu oraz wcześniejszych użytkowników. Podobnie samochód: opisywany jako nowy okazuje się być 4-letnim weteranem. Weteranem, któremu – mimo że ma do dyspozycji jedynie niewielką wyspę – jakimś cudem udało się już kilkakrotnie okrążyć kulę ziemską.

I sądząc z pracy silnika i zawieszenia – kolejnego okrążenia już nie zaliczy…

Po powrocie z samochodowej eskapady miła Polka odkrywa przed Wami zaskakujące tajemnice ludzkiej anatomii. Jelita u normalnego człowiek liczą ok. 8-9 metrów. Jeśli spróbujesz zgłosić miłej Polce wątpliwości co do zgodności oferty ze stanem faktycznym, szybko przekonasz się, że miła Polka, mimo niepozornego wyglądu, ma jelita wielokrotnie dłuższe. Musi mieć je wielokrotnie dłuższe, bo dysponując jelitami o długości 9 metrów nie da rady mieć klienta tak głęboko w dupie, jak miewa swoich klientów miła Polka.

Przy okazji, krótka obserwacja zdradza również prawdziwą tajemnicę polakorozpoznawalności naszej rodaczki z King Auto. Miła Polka twierdzi, że po kilku latach na placówce po prostu nauczyła się bez pudła rozpoznawać naszych. Ale tajemnica miłej Polki nie kryje się w wieloletnim treningu.

Miła Polka zagadałaby bowiem po polsku do faceta w brunatnej koszuli z charakterystycznym wąsem, organizującego wieczorne marsze z pochodniami i publiczne palenie książek z publicznych bibliotek.

Zagadałaby po polsku także rosłego blondyna w hełmie z rogami, który przycumowawszy drakkar na miejscu dla inwalidów, popija bimber z czaszek pokonanych wrogów, żądając darmowego kabrioleta i siedmiu dziewic na tylnim siedzeniu.

Miła Polka odzywa się po prostu po polsku do każdego, kto nie wygląda na śniadego lokalesa albo Murzyna.

I po tym ją poznacie.

…a potem po prostu musimy się napić.

Piwo. Cóż – w kraju, w którym na piwo mówią cerveza, jest z tym pewien kłopot. Nie to, żeby hiszpańskie piwo było beznadziejne. W tropikalnym upale zimne piwo prosto z lodówki jest dobre chociażby dlatego, że można powiedzieć o nim „zimne piwo prosto z lodówki”.

Są jednak mniej dobre zimne piwa prosto z lodówki i bardziej dobre piwa prosto z lodówki. Ku radości mojego portfela, najbardziej dobrym piwem prosto z lodówki w lokalnym markecie okazało się piwo najtańsze.

Jak się później okazało (później, czyli kiedy wreszcie zebrałem w sobie tyle samozaparcia, żeby przestudiować napisy na puszcze) najlepszym i najtańszym browarem w hiszpańskim markecie jest piwo niemieckie.

I nawet mam pewną teorię dlaczego tak jest…

W końcu – czy po narodzie, który warzy piwo inspirowane rybą, można oczekiwać cudów? Tak, tak – nie przesłyszeliście się. Jeśli kiedykolwiek słyszeliście o rybie, która po polsku nazywa się dorada, to niniejszym donoszę, że hiszpańska nazwa dorady to… dorada.

Piwo na zdjęciu, tym razem hiszpańskie, też się tak nazywa.

 

dorada

W środku filet z piwa, z prawej - wspomniane w tekście najtańsze piwo w okolicy.

 

Doradę nagrodzili w Brukseli podobno. Tylko nie jestem już pewien, czy była to międzynarodowa wystawa piwa, czy owoców morza…

PS. Wakacje były bardzo udane, jakby kto pytał.