Millennium wyśle Cię w kosmos – część II

Najwyższa pora na drugi odcinek sagi o Banku Millennium. Jeśli nie czytaliście odcinka pierwszego, to jest na to czas teraz. Warto, bo w pierwszym odcinku napisałem, komu trzeba oddać nerkę, aby otrzymać kartę kredytową od Millennium. W drugim odcinku atrakcji transplantologicznych nie przewiduję.

Wróćmy do historii na kilka sekund wcześniej, niż ją w poprzednim odcinku brutalnie ucięliśmy:

Pani: Ależ brał Pan. Kartę sprzedajemy z ubezpieczeniem, którego nie można nie wziąć.

Ja: Que?

Pani: No jest dodawane automatycznie, i jeśli Pan go nie chce, to musi Pan z niego zrezygnować, ale dopiero po podpisaniu umowy…

Ja: Ale ja wyraźnie zaznaczyłem w rozmowie z Pani koleżanką, że nie interesuje mnie żadne z Państwa przebogatej oferty nikomu-tak-naprawdę-niepotrzebnych-i-zdecydowanie-zbyt-drogich ubezpieczeń. Zresztą specjalnie pod kątem takich niespodzianek przeglądałem umowę i nic nie znalazłem.

Pani: To ubezpieczenie na pewno jest opisane w umowie.

Ja: Nie jest.

Pani: A właśnie, że jest.

Ja: A właśnie, że nie jest! Nie jest, nie jest, nie jest! Wygrałem – przegadałem Panią! Nie jest i sami sobie Państwo je włączyli, bo w pierwszym miesiącu nic nie płaciłem.

Pani: Bo pierwszy miesiąc jest darmowy.

Ja: Jasne… a w ogóle od czego to ubezpieczenie jest?

Pani: Od różnych bardzo niemiłych rzeczy: od tego, że ktoś Panu tę kartę ukradnie i nią zapłaci…

Ja: A po co to, skoro jest PIN? Nie wspominając już o tym, że ustawa o elektronicznych instrumentach płatniczych w takie sytuacji chroni mnie za darmochę…

Pani: …od kradzieży zakupów dokonanych kartą…

Ja: Na mojej dotychczasowej Visie mam to bez łachy, też za darmo.

Pani: No ale przecież do Pana tę kartę wysłaliśmy, nie? Musiała być ubezpieczona w transporcie!

Ja: No to sobie tę kartę mogliście ubezpieczyć, jak bardzo chcieliście…

Pani: Po co, skoro Pan miał wykupione ubezpieczenie?

Ja: Przecież za pierwszy miesiąc i tak nie płaciłem!

Pani: Yyyy… no bo mnie Pan zmylił! W każdym razie ubezpieczenie jest wpisane w umowie, i niech się Pan z tym lepiej pogodzi!

Ja: No to ja se sprawdzę.

I se sprawdziłem.

Oczywiście po fakcie sposób, w jaki Bank Millennium wmanewrował mnie w kupno ubezpieczenia, którego nikt o zdrowych zmysłach sam by nie kupił, jest aż nadto oczywisty. Ale czytając tę umowę bezpośrednio po tym, jak oświadczyłem obsługującej mnie kobitce w oddziale, że nie chcę żadnego ubezpieczenia (co ona przyjęła zupełnie szczerym i nieironicznym „oczywiście”), felerny zapis jakoś nie zapalił u mnie czerwonej lampki. Bo – idę o zakład – ktoś w dziale prawnym Millennium dostał premię za to, by to ubezpieczenie-którego-nie-da-się-nie-wziąć wyglądało jak najbardziej niepozornie w umowie.

 Zobaczcie zresztą sami:

Co jeszcze zaoferuje nam Millennium?

Co jeszcze zaoferuje nam Millennium?

Jak myślicie, które to ubezpieczenie jest tym, z którego zrezygnować się nie da? Dla ułatwienia zaznaczyłem wszystkie trzy ubezpienia osobnymi ramkami.

No więc jak? Które to ubezpieczenie? Oczywiście: to, o którym napisane jest najmniej. Jedno krótkie zdanie. Z pozostałymi Millennium jakoś się nie kryje.

Przy okazji można dowiedzieć się, że słowo „oferuje” w rozumieniu prawników Banku Millennium znaczy: „Bank oferuje kupno produktu, a klient bez szermania ofertę przyjmuje”. Zaprawdę, powiadam Wam: bójcie się godziny, w której w ofercie Millennium pojawią komercyjne loty w kosmos, bo Millennium je Wam „zaoferuje”… no i wiecie – zostaniecie jednymi z pierwszych bankowych kosmo-turystów, o czym dowiecie się kontemplując mega-debet na wyciągu z konta.

Swoją drogą ciekawe, że w podobny sposób Millennium nie zaoferował mi pozostałych swoich produktów, na przykład kredytu hipotecznego? Może jestem zbyt mało zdolny kredytowo?

Póki co jednak lotów w kosmos na szczęście bać się chyba nie trzeba. Jeszcze za wcześnie. Kredytów hipotecznych chyba też nie, bo kryzys wciąż straszy po gabinetach bankowców, więc kredytów udzielają jakby niechętnie. Co najwyżej ryzykujemy, że nic o tym nie wiedząc kupimy od banku kawę pichconą z gówieniek jakichś przerośniętych gryzoni, po tysiąc euro za kilogram. Tak, tak – banki takie rzeczy… hmmm… oferują.

PS. Po zgłoszeniu sprawy na infolinii Millennium dostałem zwrot wszystkich opłat pobranych w związku z ubezpieczeniem. Chociaż tyle…