(Jeszcze jeden) krótki wpis o marketingu.

Dlaczego ten wpis? Bo – jak się okaże na końcu wpisu – biją naszych. W związku z tym sprawy zostawić tak nie można. A dlaczego „jeszcze jeden”? Bo jeden już był.

Na początek proste pytanie: po co jest marka?

I równie prosta odpowiedź: między innymi po to, aby produkt markowy móc sprzedać za większą kasę niż analogiczny produkt nie-markowy.

W starych dobrych czasach marketerzy uznawali, że będą nakłaniali klienta do pożegnania się z większą gotówką metodami czysto rynkowymi: jakością, perswazją, robieniem wody z mózgu. Wygląda na to, że dzisiaj chcą poszerzyć swoje instrumentarium o metody administracyjno-karne:

Grzywną w wysokości 1000 euro została ukarana turystka na plaży w Jesolo koło Wenecji za to, że od wędrownego sprzedawcy kupiła za 7 euro podrobioną torebkę z metką znanej firmy.

Od kilku dni w obleganym przez cudzoziemców z wielu krajów Jesolo obowiązują surowe przepisy o walce z handlem nielegalnym towarem. Aby walka ta była jeszcze bardziej skuteczna, podobnie jak wcześniej w innych włoskich miastach, postanowiono karać nie tylko handlarzy, ale również ich klientów.

W poprzednich latach w niektórych miastach Włoch wprowadzono rekordowe kary dla klientów, kupujących podróbki. W Rzymie niektórzy turyści, w tym – jak informowała prasa – kilkoro Polaków, otrzymało grzywny w wysokości 3333 euro.

źródło: onet.pl

Nie wiem jak Wy, ale ja od jakiegoś czasu mam coraz bardziej przemożne wrażenie, że marketing przechodzi obecnie hmmm… okres błędów i wypaczeń. Mniej więcej tak jak kiedyś socjalizm. Jak to się kiedyś skończyło dla socjalizmu chyba nie muszę przypominać, więc zastanawiam się, co będzie z marketingiem.

Kiedyś rozwinę tę myśl o błędach i wypaczeniach.