Oprócz Maltretingu: kryzys wieku średniego spotyka szkolną kapelę

We're putting the band back together

Zaczęło się od imprezy u kumpla, na której spotkałem się z Maciasem, perkusistą ze szkolnej kapeli. O tym, że się spotkamy, wiedziałem już wcześniej, więc profilaktycznie wziąłem ze sobą gitarę. Akustyczną, żeby nie trzeba było ładowarki brać.

Macias co prawda nie wziął ze sobą perkusji, ale podwędził Sponsorowi (gospodarzowi) drewniane łyżki, którymi wytłukiwał rytm na udach.

I mimo że całe to mini-reunion miało miejsce dopiero wtedy, kiedy dzięki upływowi czasu, hojności Sponsora i własnej aprowizacyjnej zapobiegliwości zdążyliśmy już doprowadzić się do stanu instrumentalnej nonszalancji, w związku z czym wartość muzyczna sesji była raczej znikoma, to jego reperkusje okazały się znaczące. Macias obudził się rano z sinikami na udach od łyżeczkowania (to właściwe słowo, prawda?), a ja z dręczącą myślą, że trzeba byłoby to powtórzyć. W nieco szerszym składzie.

Zacząłem więc knuć i planować, ale teraz nie wnikajmy w szczegóły, tylko przewińmy ten film nieco do przodu. Kilka miesięcy później mamy już za sobą nie tylko parę prób w pełnym, oryginalnym składzie, ale i, cokolwiek niespodziewanie, trochę nagrań. Nagrań, które w zamyśle powstały w mobilnym GarageBand w zasadzie tylko po to, żeby każdy z nas mógł przypomnieć sobie swoje partie.

W końcu, będąc rozrzuconymi między Toruniem, Golubiem-Dobrzyniem, Poznaniem, Warszawą i Londynem, trudno oczekiwać, że będziemy grać próby raz na tydzień.

Okazało się jednak, że przygotowane chałupniczo-partyzanckimi metodami nagrania mają na tyle przyzwoite brzmienie, żeby YouTube jakoś je zniósł.

Zresztą umówmy się: YouTube znosił już dużo więcej.

W każdym razie do metod nagrywania kiedyś jeszcze wrócę, na przykład na fan page’u kapeli. Podobnie jak do pełnej dziejowych zakrętów pełnej historii naszego reunion. Tymczasem przejdźmy może do samej twórczości, bo w końcu po to tu jesteśmy. Bo po to właśnie, prawda?

Rockin’ In The Free World

Może tego nie widać, ale to wideo kosztowało mnie kupę roboty (doceńcie poświęcenie dla sztuki!) – głównie zapewne dlatego, że jestem kompletnym amatorem, jeśli chodzi o montaż, a w dodatku nie dysponuję specjalnie wyrafinowanymi narzędziami. Całość powstała w oparciu o darmowe  i obecnie solidnie już leciwy programy dołączone do ponad 6-letniego laptopa (PowerDirector, montaż) i  tabletu graficznego (Photoshop Essentials, fotoszop). Szczególnie montaż był drogą przez mękę, ale przebrnąłem.

A muzyka? Chyba nie splugawiliśmy tego kawałka – który sam w sobie jest tak dobry, że będzie się bronił nawet wtedy, gdy dorwą się do niego rzeźnicy. A nieskromnie uważam, że poziom rzeźników mamy już za sobą. Chociaż na przykład z chórkami byliśmy na tyle blisko, że kierując się wyłącznie względami, ekhm, artystycznymi, powinniśmy je wywalić.

No ale nagraliśmy je, więc postanowiłem ratować, co się dało.

Splugawiliśmy za to z pewnością inny kawałek – żeby się o tym przekonać, wystarczy dotrwać do solówki.

Ale w ostatecznym rozrachunku, muszę przyznać, że z efektu końcowego jestem co najmniej zadowolony.

Płazy są głupie, żabciu

Nasze pierwsze wideo i jedna z dwóch piosenek, jakie zachowały się właściwie w całości i niezmienione z czasów szkoły. To znaczy tak się nam wydaje, bo możemy polegać jedynie na naszej pamięci – z jakiegoś nieodgadnionego powodu, archiwa o nas milczą…

W każdym razie, po dwudziestu paru latach od napisania, „Płazy” wciąż zadziwiają wyrafinowanym, awangardowym tekstem i zachwycają prostotą kompozycji.

***

Podobało się? To jako że zamierzamy zostać gwiazdami YouTube’a, zagadam swojsko: dajcie suba!

Senkju.