When I’m 64. A właściwie później. O ile dożyję.

Jest taki dowcip o tym, jak w pewnej firmie zatrudniano księgowego. Kandydaci przychodzili do siedziby firmy, komisja rekrutacyjna wręczała im informację o poniesionych wydatkach i zrealizowanych przychodach i na tej podstawie kandydaci mieli podać wartość zysku.

Pierwszy z kandydatów poproszony podanie zysku liczył długo i zawzięcie, po czym odpowiedział wreszcie: „milion dwieście tysięcy”.

– Hmmm… odezwiemy się do pana.

Kolejny, po nawet dłuższych zmaganiach z wymagającą materią raportów księgowych, obliczył: „dwa miliony sto dwadzieścia tysięcy”.

­– Odezwiemy się.

Trzeci natomiast, spytany „ile wynosi zysk spółki” odpowiedział pytaniem: „a ile panowie chcieliby, żeby wynosił?”

Czytaj dalej