Typowo polskie

Ze wszystkich rzeczy typowo polskich, najbardziej typowo polskie jest ciągłe gadanie o tym, że coś jest typowo polskie.

Ze wszystkich rzeczy typowo polskich, najbardziej typowo polskie jest ciągłe gadanie o tym, że coś jest typowo polskie. Tymczasem mam nieodparte wrażenie, że w wielu przypadkach, ludzie określający coś mianem typowo polskiego, nie mają nawet cienia przesłanki, żeby to coś rzeczywiście uznać za typowo polskie. Cie-nia.

Jakby nie patrzeć, zasadnicza większość z nas zasadniczą większość swojego żywota spędza w Polsce i wśród Polaków, poznając inne narody niż własny na tyle, na ile można je poznać, poświęcając jedynie relatywnie krótkie chwile na selfie pod piramidami, multikulturowe rozpychanie się w kolejce do wyciągu w Alpach, filmy z Paulo Coelho lub książki Bruce’a Willisa. Dość bezpiecznym byłoby zatem powiedzieć, że zasadnicza większość z nas zna obcokrajowców i obce kultury raczej powierzchownie.

W zdecydowanie lepszej poznawczo sytuacji są ci z nas, którzy istotną część życia spędzili na zmywaku w Londynie, gdyż mogą się oni poszczycić się o jakieś 100% większą liczbą narodów, które znają dogłębnie. I o ile „100% więcej” może robić wrażenie, to dogłębna znajomość dwóch narodów wciąż wydaje się bardzo wątpliwą podstawą, by w sposób statystycznie wiążący uznać coś za typowo polskie.

Podobnie zresztą jest z dogłębną znajomością trzech, czterech czy – zaszalejmy – pięciu narodów.

Bo jakie doświadczenie lub wiedza mówi nam, że coś jest typowo polskie? Nie typowo słowiańskie, typowo europejskie, typowo wiejskie, typowo miejskie, typowo katolickie czy typowo ateistyczne, czy typowo ludzkie wreszcie, ale właśnie – typowo polskie? Skąd wiemy, że to, co uznajemy za typowo polskie nie jest równie „typowe” dla połowy Europy albo kilkunastu egzotycznych narodów z Azji czy Ameryki Południowej?

Tymczasem łajamy się za typowo polskie przywary (bo typowo polskie są zwykle cechy raczej mało chwalebne) jak najęci. I to łajamy się często w sposób szczególny, bo zwykle za przywary te łajamy cały naród – ale oprócz siebie. Łajamy się, ale nie łajamy siebie, bo typowo polskie przywary lub zachowania są właściwe dla tzw. wszystkich innych, podczas gdy sam używający określenia „typowo polskie” zwykle jasno wskazuje, że on osobiście od owej typowo polskiej cechy jest zupełnie wolny.

Ciekawe, że nawet kiedy w dyskusji odezwie się grupa (lub – jeśli jest to dyskusja internetowa – wręcz cały tłumek) ludzi, którzy zgodzą się z autorem pierwotnej refleksji co do tego, że cecha faktycznie jest typowo polska, ale oni sami na szczęście są również od niej wolni, to powszechność braku identyfikacji z typowo polską cechą raczej nie podważa słuszności pierwotnej hipotezy o jej typowości dla Polaków.

Aż się prosi, żeby w tym momencie napisać, że ten brak spostrzegawczości jest tak typowo polski, prawda?

***

Na koniec mały ukłon w kierunku tych, którzy dostrzegli – w zasadzie dość oczywisty – słaby punkt w tezie postawionej na wstępie. Idąc tropem mojej własnej argumentacji nie mogę przecież wykluczyć – szczególnie jako osobnik raczej mało bywały w świecie – że również Anglicy często mówią o czymś, że coś jest typowo angielskie, Francuzi – że coś typowo francuskie, Amerykanie, że coś jest typowo amerykańskie, chińczycy, że typowo chińskie, lub Afroafrykanie (w odróżnieniu od Afroamerykanów) – że coś jest typowo suahili. Ba, może nawet od czasu do czasu Anglik powie, że coś jest typowo polskie, tak jak my mówimy czasami, że coś jest typowo angielskie.

Prawda. Ale idę o zakład, że ględzenie w takim natężeniu, że coś jest akurat typowo polskie, jest tak typowo polskie, że aż wyłącznie polskie.

Zdjęcie flagi wykorzystane w grafice tytułowej: Flickr.com/Tomas