Ten interes musi się zacząć amortyzować. Cokolwiek miałoby to znaczyć.

mordorDzisiejszy tekst jest adresowany do – jeśli dobrze szacuję – mniej więcej dwóch osób, z których jedna w dodatku z dużym prawdopodobieństwem jest obecnie na wakacjach.

Nie ma co, wybrałem sobie naprawdę efektywną formę komunikacji.

Nie zrażajmy się jednak i przejdźmy do rzeczy. U jednego z blogerów marketingowych zauważyłem kiedyś schemat zbierający do kupy niezliczone sposoby, na jakie można zarabiać mając bloga. Wiecie, chodzi o obwieszanie się reklamami, programami afiliacyjnymi, realizację tzw. współprac (och, jak ja lubię liczbę mnogą słowa współpraca – bodajże jedyny trwały wkład polskiej blogosfery w rozwój języka ojczystego), udawanie eksperta na konferencjach, sprzedaż książek i inne takie.

Właśnie: „i inne takie”… Jeden z tych innych takich niezliczonych sposobów (dokładnie jeden z 37 niezliczonych sposobów) ujął mnie uroczą dwuznacznością, z jaką odpowiadał na pytanie „jak zarabiać na blogu?” – chodziło bowiem o sposób pt. „znajdź sobie pracę”.

I tak się akurat składa, że właśnie do tego niespiesznie się zabieram. Do poszukiwania pracy.

Tak na marginesie: bloger, u którego wspomniany wcześniej schemat zobaczyłem, to bynajmniej nie bloger, do którego prowadzi wcześniejszy link. Blogerzy marketingowi generalnie chlubią się działalnością, którą nazywają kuratelą treści i… cóż, muszę przyznać, że jest to nazwa ze wszech miar słuszna: to faktycznie treść jest przez blogerów marketingowych promowana, natomiast osoba autora owej treści, jako element rozpraszający czytelnika, jest zwykle pomijana.

I na drugim marginesie: zabieram się niespiesznie, bo po nastu latach pracy chciałbym trochę odsapnąć i podelektować się wolnością, ale też nie chciałbym delektować się tak długo, by tę wolność zacząć nazywać bezrobociem. Więc się jednak zabieram.

Wróćmy więc do tematu.

Jeśli dobrze szacuję, są mniej więcej dwie osoby, które a) czytając Maltreting, pomyślały sobie kiedyś  „może dobrze byłoby pracować z gościem, który wypisuje takie rzeczy” oraz b) mogłyby mi zaoferować pracę, która odpowiadałaby mi ideologicznie, finansowo i geograficznie.

W dodatku jedna z nich jest teraz prawdopodobnie na wakacjach.

Czy już wyraziłem swój zachwyt nad tym, jak efektywną formę komunikacji wybrałem?

Nie zrażajmy się jednak.

Jeśli więc jesteś jedną  owych dwóch osób i akurat nie jesteś na wakacjach, to może przywołam kilka faktów z mojego CV: ostatnio zajmowanym przeze mnie stanowiskiem było… hmm, właściwie to podanie tej informacji naruszyłoby moją anonimowość, a tę z różnych względów bardzo lubię.

Przepraszam, czy już wyraziłem swój zachwyt nad pomysłem poszukiwania pracy za pośrednictwem bloga prowadzonego anonimowo?

Nie zrażajmy się jednak i żywmy nadzieję, że na tym etapie wystarczą ogólniki: przez ostatnich +/- 10 lat zajmowałem się komunikacją: marketingiem, reklamą, marketingiem wewnętrznym, przy okazji nabywając pewnej wprawy w przedstawianiu informacji potencjalnie niemiłych dla adresatów w takim świetle, by wydawały się one mniej niemiłe, niż mogłyby się wydawać, gdyby przedstawić je z mniejszą wprawą.

Mam nadzieję, że się nie pogubiliście.

Coby rzucić nieco światła na moje doświadczenie, wspomnę jeszcze, że to, co robiłem, robiłem na wszystkie znane naturze sposoby: zlecając agencjom, zlecając podległym pracownikom oraz – a jakże – „tymi ręcyma”. (Ta ostatnia forma była zresztą zapewne dominująca w odniesieniu do tekstów.) A skoro już wspomniałem o mojej zawodowej przeszłości, to nadmienię jeszcze, że z poprzednim pracodawcą rozstaliśmy się po wieloletniej współpracy w zgodzie i atmosferze wzajemnego zrozumienia, a powodem rozstania była rozbieżność opinii na temat geografii miejsca świadczenia pracy, że tak powiem nieco zawile.

Co oferuję pracodawcy? Poza pracą najemną – święty spokój i brak jakichkolwiek publikacji na jego temat na Maltretingu. I to w zasadzie jedyne, na co może liczyć, jeśli chodzi o korzyści z faktu, że zatrudni właściciela bloga, bo święty spokój będzie mieć również konkurencja pracodawcy: pisząc o markach pracodawcy lub konkurentów, szczególnie biorąc pod uwagę specyfikę Maltretingu, zbyt łatwo można wpakować się w dylematy, których wolałbym sobie oszczędzić. Więc sobie ich oszczędzam.

Żeby nie było jednak wątpliwości, ta amnestia nie będzie trwać wiecznie. Formalnie zakończy się 3 miesiące po ustaniu stosunku pracy, a faktycznie zapewne nieco później: kiedy uznam, że już tak niewiele łączy mnie z przyszłym ex-pracodawcą, że pisanie o nim lub jego konkurentach nie wpędza mnie w pozamerytoryczne dylematy.

Żadnego publicznego prania brudów też nie będzie, nawet gdyby było co prać. Pieniactwo zostawmy blogerom. Ja osobiście blogerem się nie czuję, ja po prostu od czasu do czasu coś napiszę na blogu.

Miejsce pracy: Poznań, ewentualnie bardzo bliskie okolice.

Branża: na potrzeby tego wpisu możemy przyjąć, że w zasadzie bez większego znaczenia, chociaż mile widziane będą propozycje ze sklepów zoologicznych. (Może wytłumaczę: dziecię jak się dowiedziało, że odchodzę z pracy, to uznało, że koniecznie muszę znaleźć kolejną w sklepie zoologicznym, bo dzięki temu będę mógł za darmo przynosić do domu różne zwierzątka. Zdaję sobie co prawda sprawę, że to ekonomicznie naiwne podejście, ale lojalność wobec rodziny nie pozwala mi o tym nie wspomnieć.)

Wynagrodzenie: dogadamy się. Albo i nie. Obiecuję jednak, że nie będę się śmiał z żadnej propozycji płacowej. I liczę w tym względzie na wzajemność.

Wiem, że dla pracowników działów HR to dość skąpe informacje, ale jakby co, to przy ewentualnym kontakcie mailowym będę nieco bardziej wylewny.

***

I na koniec – zawsze chciałem to napisać:

Tylko poważne oferty.

petrol @ maltreting.pl

 

grafika na wstępie: Władca Pierścieni – Powrót Króla, youtube.com.