Eurobank szuka dziury w ścianie. I znajduje.

Dawno temu marketingowy wykombinowali sobie, że zarobią dużo kasy, jeśli będą lepiej niż konkurencja zaspokajać potrzeby swoich klientów. Oczywiście im więcej potrzeb do zaspokojenia, tym większy potencjał zarobku, więc nie trzeba było długo czekać, aby marketingowcy wykombinowali, żeby nie tylko zaspokajać potrzeby, ale również je tworzyć.

Chłopaki z Eurobanku chyba za bardzo wzięli sobie do serca ten ostatni pomysł.

Zresztą sami zobaczcie ostatnią reklamę kredytu hipotecznego tego banku:

Ja rozumiem pokrywanie kosztów przeprowadzki. Szlachetny gest – Eurobank odpala swoim klientom do 600 zł na ten właśnie cel. Hojność granicząca z szaleństwem, biorąc pod uwagę, że dla kredytu na 200 tysięcy i 20-30 lat, tylko w pierwszym roku klient zapłaci jakieś 10 tysięcy zł samych odsetek.

Ale jak mam rozumieć słowa „nasz kredyt pokrywa koszty remontu”? Przyjrzyjmy się jeszcze raz reklamie: gość z banku wpierdziela się klientowi do mieszkania przez ścianę, przy okazji wywalając w niej dziurę wielkości drzwi, po czym proponuje, że… pożyczy mu na procent pieniądze na załatanie tej dziury?!